poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Scena I


Z moich dłoni z nieznanych przyczyn wyleciał biurowy notesik. W oczach zgromadziły się łzy, a ja ciągle tępo wpatrywałam się w rysunek, który pozostawił Kadziewicz. Dokładnie wiedziałam, gdzie zrobił poprawki. Znałam jego sposób rysowania. Kiedy miałam jedenaście lat zawsze śmiał się z moich bazgrołów i dodawał coś od siebie. Kochał tworzyć, czasami miałam wrażenie, że wolał to od sportu, a jednak wybrał siatkówkę.
Linie, układające się w majestatyczne zwierze dzięki jego poprawką stanowiły całość. To, co chciałam oddać ja, stworzył właśnie Łukasz.
Przez wstrzymywanie oddechu zakręciło mi się w głowie. Przed oczami jak szalone wirowały jasne iskierki.
-Co jest, Blanuś? -zaniepokojony Przemek, moją długą nieobecnością, opuścił swoje królestwo. -Gdzie jest ten gość?
Potrząsnęłam głową. Nie mogłam uwierzyć, w to, co stało się kilkanaście minut temu. Do Szeptu zaczęli schodzić się klienci, a cukiernik siłą zaciągnął mnie na zaplecze kawiarni posyłając Mańkę na salę.
-Blanka! -warknął w końcu, kiedy nie zaprzestawałam milczeń. -Co się stało?
Patrzył na mnie błagalnym i jakby nieco smutnym spojrzeniem. Mnie nie było jednak stać na wiele słów.
-Łukasz... -szepnęłam, ciągle błądząc w przestrzeni zamglonym spojrzeniem.
-Zadzwonię po niego.
Wypowiedziałam imię mężczyzny wprawdzie mając na myśli chłopaka, który często mieszał w mojej przeszłości, ale znaczył dla mnie niesamowicie wiele, ale Przemek miał rację. Potrzebowałam teraz mojego Łukasza, mężczyzny, który po prostu był, choć nigdy nie darzyłam go nieziemską miłością, to kochałam go. Do poprzedniego dnia myślałam nawet, że nikogo bardziej nie kochałam, a teraz znowu pojawił się środkowy i narobił mi mętliku w głowie.
Nie wiem, kiedy minął cały czas od wymiany kilku słów z cukiernikiem, ale w drzwiach pojawił się już, blady na twarzy Łukasz. Widać było, że musiał się nieźle zmartwić słowami, które otrzymał przez telefon od mojego wspólnika.
Prawie że wciągnął na mnie gruby, puchowy płaszcz, podczas gdy ja pozostawałam w stanie hibernacji. Z nieukrywanym zdziwieniem, prawdopodobnie spowodowanym moim zachowaniem, wyciągnął mnie z kawiarni i zaprowadził do samochodu, uprzednio całując mnie czule w skroń. Całą drogę do domu spędziliśmy w milczeniu. Widziałam, że chce o coś zapytać, jednak odganiałam od siebie wszystkie myśli o tym, co chciałby wiedzieć, bo i tak nie byłabym zdolna na odpowiedź.
Próg mieszkania również przekroczyliśmy w milczeniu. Rozejrzałam się po przedpokoju. Wydawał się tak ponury jak mój humor, a białe ściany i mały, abstrakcyjny obraz jeszcze bardziej niż zwykle mnie denerwowały. Łukasz ciągle marszczył brwi, a kiedy zakładałam płaszcz na wieszak przyglądał mi się uważnie. Zabrał go ode mnie i zaprowadził do salonu niecierpliwie wpatrując się we mnie.
-Powiesz mi co jest grane? Ktoś cię skrzywdził?
-Nie. Źle się poczułam.
Na twarzy mojego chłopaka pojawił się w końcu piękny uśmiech, którego nie widziałam od poprzedniego popołudnia. Nie był to jednak uśmiech, który posiadał środkowy. Próbując odgonić od siebie myśli o dawnej miłości oszukiwałam samą siebie. Nie mogłam przestać o nim myśleć...
-Może ty w ciąży jesteś Blanuś?
-Nie jestem, kretynie. -zaśmiałam się. -Zapomniałeś, że się zabezpieczamy?
Naburmuszył się. Wiedziałam, że chce dziecka, ale dalej uparcie brnęłam do tego, żeby przed posiadaniem potomstwa ustanowić w świetle prawa nasz związek. Wiedziałam też, że antykoncepcja nie daje stu procent pewności co do swojej skuteczności, ale byłam pewna, że nie oczekuję w sobie dziecka. Niektóre rzeczy się czuje. Dla pewności jednak postanowiłam następnego dnia pokusić się o zakup testu ciążowego.
Łukasz wrócił po chwili nieobecności do salonu i wziął mnie na ręce niosąc w stronę sypialni.
-Teraz trochę poodpoczywasz, a potem, jak się nie będziesz lepiej czuła, to zadzwonię po lekarza.
Skinęłam głową na znak zgody. Doskonale wiedziałam, że zaciągnąłby mnie gdziekolwiek chciał. Był władczy, a przy tym niesamowicie czuły.
Był zupełnym przeciwieństwem Kadziewicza, który pomimo całej ugodowości, którą miał w sobie raczej mroczną osobowością. Niewiele razy uśmiechnął się w prawdziwy sposób. Właściwie tylko ja potrafiłam zidentyfikować jego uśmiechy. Może tak mi się tylko wydawało.
Jednego byłam jednak pewna- ten Łukasz, którego kochałam zostawił mnie kilka lat prędzej i nie miałam zamiaru niszczyć mojego związku, tylko dlatego, że wrócił chłopak, który był miłością mojego życia.



nudne to to... 



4 komentarze:

  1. Nie jest nudne! Mnie się podoba! Do tego bohaterowie! Mniam!
    Stara miłość, nieco mroczna jest zawsze batrdziej pociągająca ale czy lepsza? Chyba nie!

    OdpowiedzUsuń
  2. gdzie tam nudne, dziewczyno! :)
    na miejscu Blanki miałabym niezły dylemat. bo wiadomo, teraz jest z Łukaszem w szczęśliwym związku. ale jest jeszcze inny Łukasz, bardziej charyzmatyczny, pociągający. ja osobiście uwielbiam obu panów i wybór między nimi to prywatny armagedon.
    bo coś złego i zakazanego zawsze bardziej kusi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się ciszę, że nie jest nudne ;>
      ojjj to też by było moje małe bitewne pole.
      ZAWSZE! bardziej kusi.

      Usuń