sobota, 24 sierpnia 2013

Scena II


Bez problemów udawało mi się unikać Łukasza. Przez pierwsze dwa dni byłam kompletnie rozbita i nie wychodziłam z domu. Następny tydzień spędzałam tylko w kawiarni oraz w mieszkaniu obarczając mojego chłopaka wszelkimi obowiązkami pod pretekstem mojego złego samopoczucia. Kiedy Żygadło wyczuł, że jestem emocjonalnie rozbita zaczęłam normalnie funkcjonować. Udało mi się złapać kolejną wymówkę, kiedy mój tato zachorował i musiałam wyjechać, aby się nim zaopiekować. Było to nieco rozbieżne z prawdą, ponieważ mój tato miał czterdzieści dziewięć lat i doskonale dawał sobie radę bez niczyjej pomocy, ale jako przykładna córka postanowiłam pofatygować się do stolicy.
Mój tato oczywiście nie dał się zwieść na zapewnienia, że u mnie wszystko dobrze, że różne grymasy pojawiające się na twarzy, to tylko wynik zmęczenia. Znał mnie lepiej niż cały świat i kiedy tylko przed samym moim wyjazdem zabrał mnie na spacer postanowił trochę powypytywać. Przesłuchał mnie względem życia towarzyskiego, pracy oraz tego, jak układa nam się w domu.
-To więc dlaczego chodzisz jak struta? -machinalnie westchnęłam, słysząc setny raz podczas tych kilku dni tę samą śpiewkę. -Problemy finansowe? A może w łóżku...
-Tatoo! -przewróciłam oczami. -A obiecujesz, że nie będziesz mnie osądzał?
-Złotko, znasz mnie.
-Łukasz wrócił.
-Łukasz?
-Yhm. Kadziu.
-Och! -wydało się z ust taty. -A on nie był gdzieś za granicą? -potwierdziłam głową. -Nie rozumiem, dlaczego miałbym ciebie osądzać. -zmarszczył brwi. -Zdradziłaś chłopaka? -zaprzeczyłam. -Więc w czym problem?
-Kiedy się pojawił... Ja próbowałam z tym walczyć, ale wszystko co między nami było, to do mnie wróciło. Ze zdwojoną siłą. Unikałam go. Teraz Łukasz wraca do Rosji, a ja zostanę sama. Boję się, że Kadziu będzie chciał to wykorzystać.
-Kiedy ten twój chłoptaś wyjeżdża?
-Zaraz po świętach.
-Macie kilka dni. -wyjrzał na mnie zza okularów. -Może jakoś wspólnie pokażecie tamtemu, że kochasz tylko Łukasza? -ścisnął mocniej moje ramie. -Bo przecież go kochasz prawda?
-Jak to możliwe, że kocham obojga?
-A z tym to już musisz sama się uporać. -ucałował mnie w dłoń.
Wiedzieliśmy oboje, że nie najlepiej będzie drążyć temat. Byliśmy nim zdecydowanie zmęczeni. Nie chcieliśmy wcale przerywać panującego milczenia. Pożegnanie też było spokojne.
Ledwo przekroczyłam próg mieszkania, a rozgrywający oznajmił mi, że jego kumpel wprowadził się do miasta i koniecznie nas do siebie zapraszam. Byłam pewna, że chodzi o Kadziewicza, a wcale nie chciałam mieć racji.
Niestety moja niezawodna intuicja i tym razem nie zawiodła. Kiedy tylko otworzyły się drzwi bardzo entuzjastycznie opowiadał mojemu chłopakowi, o tym, że znamy się z dawnych czasów. Wcale nie chciałam tego słuchać. Wszystkie piękne wspomnienia wróciły, jednak wraz z tymi cudownymi echem po mojej głowie rozchodziły się bolesne słowa wraz z momentem rozstania. Miałam łzy w oczach, kiedy opowiadał o swoich miłościach, kiedy mówił o byłej żonie, o tym, jaka cudowna z niej kobieta i o córce. Miałam być przy nim na ślubnym kobiercu, a zamiast tego tkwiłam w związku na odległość. Kiedy zaproponował kawę od razu zaoponowałam mówiąc, że to ja mam kawiarnie i zaserwuje im coś dobrego. Kiedy już znalazłam się w kuchni zastanawiałam się, gdzie może się co znajdować.
-Może sprawdzę, czy cokolwiek znalazła. -w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Nie przewidziałam takiej sytuacji. -Co tam, Blaneczko?
Wzruszyłam ramionami nie mając ochoty słuchać jego głosu. Z jednej strony był niczym miód na moje uszy, z drugiej zaś tak nieprzyjemnie mnie drażnił.
Łukasz objął mnie w tali i przysunął bliżej siebie. Włosy opadały jemu na policzki. Znowu ich nie ściął. Jeśli twierdzić, że nic się nie zmienił, to zapewne irytowały go już swoją długością. Jego zielone tęczówki świdrowały mnie całą. Odpychałam się rękami od jego torsu, jednak był jak skała.
-Dlaczego mnie unikasz?
-Puść mnie, to wcale nie jest śmieszne!
-To odpowiedz!
-Ty! -wbiłam w niego oskarżycielsko wskazujący palec. -Śmiesz się mnie pytać, dlaczego ciebie unikam?! To nie ja leciałam na dwa fronty. Nie wyjechałam sobie później i nie chwaliłam się jaka to jestem cool, bo miałam dwóch na raz! I ty mi się pytasz, dlaczego cię unikam?! -drżałam w jego objęciach. -Puść mnie Łukasz!
-W czym on jest lepszy ode mnie?
-A tobie co do tego? Wystarczająco dużo popsułeś w moim życiu. -z oczu kolejny raz przez niego wylały się łzy. -Puść mnie!
Spełnił moją prośbę i spojrzał na mnie z bólem wymalowanym na twarzy. Wcale nie chciałam tego oglądać. Zdawałam sobie sprawę, że gra na moich uczuciach. Chce wywołać we mnie poczucie winy, ale nie! Stanowczo na to nie pozwolę!
-Blanka... -zmarszczył brwi. -Ja tego wszystkiego żałuję.
-Nie, Łukaszu. Nic nie mów.
Udałam się do salonu, gdzie mój ukochany oglądał jakieś zdjęcia. Nie chciałam nawet na nie patrzeć. Twarz Kadziewicza wywoływała we mnie zbyt wiele bólu. Ucałowałam rozgrywającego w policzek i wtuliłam się w jego ramie.
-Coś nie tak? -spojrzał mi w oczy. -Źle wyglądasz.
-Bo tak się czuje.
-Może zawiozę cię do domu? Prześpisz się i będzie lepiej.
-Przejdę się. -widziałam, że chce zaprotestować. -Świeże powietrze dobrze mi zrobi.
-W zimę? -jęknął.
-Kocham cię.
Uśmiechnął się do mnie rozbrajająco i wypuścił mnie ze swoich objęć. Pożegnałam się z gospodarzem, krótkim cześć i udałam się do mieszkania.

Nie powstrzymywałam łez. Płakałam w poduszkę wiedząc, że w pewien sposób jestem przywiązana do Kadziewicz, bo tylko w stosunku do niego moja miłość oddana była w całości. Ufałam jemu bezgranicznie, ale to była przeszłość. Zdecydowanie odległa i zbyt nierealna przeszłość!



to ten... chciałam powiedzieć, że Blanka tak bardzo przypomina mnie, że aż mnie kurwica bierze. 
Nowych rozdziałów można się od dzisiaj co dwa tygodnie w soboty spodziewać. 
aha i jeszcze: ta piosenka u góry nie wiem czy dobra do rozdziału, ale wielbię ją po wsze czasy i wgl Kasię Groniec strasznie szanuję. 
Znowu mam problem z trafieniem do większej publiczności. Tak, jak to było na początku z Kurkiem
ohhh....nie powinnam sobie zawracać tym głowy. 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Scena I


Z moich dłoni z nieznanych przyczyn wyleciał biurowy notesik. W oczach zgromadziły się łzy, a ja ciągle tępo wpatrywałam się w rysunek, który pozostawił Kadziewicz. Dokładnie wiedziałam, gdzie zrobił poprawki. Znałam jego sposób rysowania. Kiedy miałam jedenaście lat zawsze śmiał się z moich bazgrołów i dodawał coś od siebie. Kochał tworzyć, czasami miałam wrażenie, że wolał to od sportu, a jednak wybrał siatkówkę.
Linie, układające się w majestatyczne zwierze dzięki jego poprawką stanowiły całość. To, co chciałam oddać ja, stworzył właśnie Łukasz.
Przez wstrzymywanie oddechu zakręciło mi się w głowie. Przed oczami jak szalone wirowały jasne iskierki.
-Co jest, Blanuś? -zaniepokojony Przemek, moją długą nieobecnością, opuścił swoje królestwo. -Gdzie jest ten gość?
Potrząsnęłam głową. Nie mogłam uwierzyć, w to, co stało się kilkanaście minut temu. Do Szeptu zaczęli schodzić się klienci, a cukiernik siłą zaciągnął mnie na zaplecze kawiarni posyłając Mańkę na salę.
-Blanka! -warknął w końcu, kiedy nie zaprzestawałam milczeń. -Co się stało?
Patrzył na mnie błagalnym i jakby nieco smutnym spojrzeniem. Mnie nie było jednak stać na wiele słów.
-Łukasz... -szepnęłam, ciągle błądząc w przestrzeni zamglonym spojrzeniem.
-Zadzwonię po niego.
Wypowiedziałam imię mężczyzny wprawdzie mając na myśli chłopaka, który często mieszał w mojej przeszłości, ale znaczył dla mnie niesamowicie wiele, ale Przemek miał rację. Potrzebowałam teraz mojego Łukasza, mężczyzny, który po prostu był, choć nigdy nie darzyłam go nieziemską miłością, to kochałam go. Do poprzedniego dnia myślałam nawet, że nikogo bardziej nie kochałam, a teraz znowu pojawił się środkowy i narobił mi mętliku w głowie.
Nie wiem, kiedy minął cały czas od wymiany kilku słów z cukiernikiem, ale w drzwiach pojawił się już, blady na twarzy Łukasz. Widać było, że musiał się nieźle zmartwić słowami, które otrzymał przez telefon od mojego wspólnika.
Prawie że wciągnął na mnie gruby, puchowy płaszcz, podczas gdy ja pozostawałam w stanie hibernacji. Z nieukrywanym zdziwieniem, prawdopodobnie spowodowanym moim zachowaniem, wyciągnął mnie z kawiarni i zaprowadził do samochodu, uprzednio całując mnie czule w skroń. Całą drogę do domu spędziliśmy w milczeniu. Widziałam, że chce o coś zapytać, jednak odganiałam od siebie wszystkie myśli o tym, co chciałby wiedzieć, bo i tak nie byłabym zdolna na odpowiedź.
Próg mieszkania również przekroczyliśmy w milczeniu. Rozejrzałam się po przedpokoju. Wydawał się tak ponury jak mój humor, a białe ściany i mały, abstrakcyjny obraz jeszcze bardziej niż zwykle mnie denerwowały. Łukasz ciągle marszczył brwi, a kiedy zakładałam płaszcz na wieszak przyglądał mi się uważnie. Zabrał go ode mnie i zaprowadził do salonu niecierpliwie wpatrując się we mnie.
-Powiesz mi co jest grane? Ktoś cię skrzywdził?
-Nie. Źle się poczułam.
Na twarzy mojego chłopaka pojawił się w końcu piękny uśmiech, którego nie widziałam od poprzedniego popołudnia. Nie był to jednak uśmiech, który posiadał środkowy. Próbując odgonić od siebie myśli o dawnej miłości oszukiwałam samą siebie. Nie mogłam przestać o nim myśleć...
-Może ty w ciąży jesteś Blanuś?
-Nie jestem, kretynie. -zaśmiałam się. -Zapomniałeś, że się zabezpieczamy?
Naburmuszył się. Wiedziałam, że chce dziecka, ale dalej uparcie brnęłam do tego, żeby przed posiadaniem potomstwa ustanowić w świetle prawa nasz związek. Wiedziałam też, że antykoncepcja nie daje stu procent pewności co do swojej skuteczności, ale byłam pewna, że nie oczekuję w sobie dziecka. Niektóre rzeczy się czuje. Dla pewności jednak postanowiłam następnego dnia pokusić się o zakup testu ciążowego.
Łukasz wrócił po chwili nieobecności do salonu i wziął mnie na ręce niosąc w stronę sypialni.
-Teraz trochę poodpoczywasz, a potem, jak się nie będziesz lepiej czuła, to zadzwonię po lekarza.
Skinęłam głową na znak zgody. Doskonale wiedziałam, że zaciągnąłby mnie gdziekolwiek chciał. Był władczy, a przy tym niesamowicie czuły.
Był zupełnym przeciwieństwem Kadziewicza, który pomimo całej ugodowości, którą miał w sobie raczej mroczną osobowością. Niewiele razy uśmiechnął się w prawdziwy sposób. Właściwie tylko ja potrafiłam zidentyfikować jego uśmiechy. Może tak mi się tylko wydawało.
Jednego byłam jednak pewna- ten Łukasz, którego kochałam zostawił mnie kilka lat prędzej i nie miałam zamiaru niszczyć mojego związku, tylko dlatego, że wrócił chłopak, który był miłością mojego życia.



nudne to to... 



środa, 14 sierpnia 2013

Przedsmak

Mańka nie byłaby sobą, gdyby nie spóźniła się do pracy. Nie byłaby sobą, gdyby nie rzuciła miodowego płaszcza na krzesło w kącie, z którego nakrycie ciała i tak zsunęło się. I zdecydowanie Mańka, nie byłaby Mańką, gdyby nie skwitowała śmiechu mojego, ani naszego wspaniałego kolegi, Przemka, morderczym wzrokiem. Tym razem jednak powstrzymała się od komentarza i swojego uszczypliwego tonu w każdej wypowiedzi. 
-Blanka... Jakiś facet coś bazgrze na tym rysunku. Tym, co go wczoraj zostawiłaś na stoliku w rogu.
Moje serce przyspieszyło... No bo jak to, jakiś facet bazgrze po moim rysunku?! Szybko otrząsnęłam się z szoku i wyszłam na salę, która jeszcze nie była zatłoczona. W Szepcie zazwyczaj o tej porze nie panowała gorąca atmosfera. Podeszłam więc do mężczyzny z notesikiem w dłoni. Poza przyjęciem zamówienia chciałam oczywiście przejąć mój rysunek. 
-Przepraszam. -mężczyzna nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem ciągle wykonując poprawki w moich bazgrołach. -Chciałby pan złożyć zamówienie?
-Czarną kawę, poproszę... -szepnął beznamiętnie wpatrując się w linie wychodzące spod węgielka, który dzierżył w dłoni.
-Mogłabym prosić również o podanie mi mojego rysunku?
Kolejny raz nie podniósł oczu, ale na jego usta wkradł się drobny uśmiech. Starałam się panować nad drżeniem głosu pod wpływem zdenerwowania, jednak ciągle emocje brały nade mną górę. 
-Więc to ty jesteś Blanka. 
Przyjrzał się dokładnie miejscu, w którym prawie przebiłam stronę, bo nic co wychodziło spod mojej ręki nie oddawało tego, co chciałam narysować.
Odskoczyłam krok w tył.
-Skąd pan zna moje imię?! -nieomal krzyknęłam.
Wskazał róg kartki ciągle jednak nie unosząc wzroku. 
-Beznadziejny rysunek. Myślę, że bardziej pasujesz do olejnych.
Czy miał rację? Chyba tak. Od zawsze wolałam kredki olejne. Ciągle jednak mężczyzna pozostawał niewzruszony. Było w nim coś ciekawego, cholernie pociągającego. Jakbym cofnęła się do przeszłości tylko... To nie mogłoby być prawdą!
-Nie poznajesz mnie, Blanka? -uniósł głowę i...
-To nie możesz być... Gdzie... Po co?... -nie umiałam złożyć chociażby jednego prostego zdania.
Łukasz westchnął tylko wstając od mojego ulubionego stolika w kawiarni. Ciągle taki sam. Nie wiem, jak mogłam go nie poznać.
-Lepiej już pójdę. 
Ukryłam twarz w dłoniach. Kolejny raz pojawił się w moim życiu. I znowu, jak dawniej zniknął bez żadnego racjonalnego wyjaśnienia.  




widzicie u góry, że to przedsmak. nowy pojawi się jeszcze w tym tygodniu. zła informacja jest taka, że na marionetkach nie ma co spodziewć się czegokolwiek we wrześniu. prędzej w... listopadzie, albo nawet grudniu.