poniedziałek, 20 stycznia 2014

Scena IV

Myślałam, że Kdziewicz da sobie spokój, jednak grubo się myliłam. Codziennie dostawałam nowe kwiaty. Na bileciku zazwyczaj było tylko krótkie kocham cię, albo będę walczyć jednak nigdy nie pisał jakiś długich przeprosin. Co innego w listach pozostawianych w skrzynce pocztowej. Skubany stał pod klatką schodową, dopóki ktoś nie otwierał drzwi, żeby tylko włożyć kopertę z jakimś listem. Zdecydowanie najbardziej urzekł mnie taki, w którym opowiadał mi wszystko co się zdarzyło przez lata, podczas których go nie było oraz o tym jakie uczucia mu towarzyszyły. Postanowiłam jednak się nie uginać.
Korzystając z dużego ruchu w kawiarni w związku ze srogą zimą siedziałam często w kawiarni. Mańka co jakiś czas wyganiała mnie z mojego kąta, gdzie bazgrałam różne rzeczy, krzycząc, że na sali jest potworny ruch, no i poleciało kilka wyzwisk pod moim i Przemka adresem, że się obijamy.
Nie mogłam odpędzić się od tych przeklętych, zielonych tęczówek, które świdrowały mnie nie raz. Łukasz kiedy tylko mógł przesiadywał w Szepcie i nachalnie lustrował moją sylwetkę, kiedy tylko plątałam się po sali. Nie mogłam się przez to skupić, co skutkowało uszczupleniem zastawy stołowej.
-Po cholerę znowu tu przychodzisz?! -wysyczałam w jego stronę, kiedy zupełnie przypadkowo obok jego nóg roztrzaskał się kolejny w tym miesiącu talerz. -Nie dajesz mi się skupić na pracy!
-Tak bardzo mnie kochasz? -uśmiechnął się zawadiacko.
-A ty głupi jesteś?
-A ty nie jesteś przypadkiem rozkojarzona? Coś jakby... Jakbyś się zakochała!
-A w łeb chcesz?
-To się nazywa przemoc w rodzinie.
-Jakiej znowu rodzinie?
-Naszej kochanie, naszej.
-Kadziewicz, jak cię nienawidzę, tak teraz to już totalnie przesadzasz!
-Blanka? -Mańka pojawiła się obok mnie z pytającym spojrzeniem. -Ludzie się przyglądają.
-Widzisz! Ludzie się przyglądają. -uśmiechnęłam się do Łukasza. -Mógłbyś już iść, bo niepotrzebnie podsycasz atmosferę.
Kadziewicz wlazł na stół, chociaż było to zbędne, bo i tak górował nad wszystkimi. Puścił jeszcze w moją stronę perskie oczko, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
-Przepraszam państwa! -zaczął. -Ponieważ nie za bardzo mam wyjście, to chciałbym zwrócić się z prośbą.
-Łukasz! -pisnęłam.
-Cooo? -szepnął niczym Harry po wypiciu płynnego szczęścia.
-Proszę cię!
-A dasz mi szanse?
-Zwariowałeś?!
-Kontynuując! -podniósł ton głosu. -od kilku tygodni próbuję zaprosić tą panią na randkę. -posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech. -Jeśli mógłbym prosić o jakieś malutkie brawa, tak na zachętę, żeby się zgodziła...
Po sali rozległ się dźwięk odbijanych od siebie dłoni oraz gwizdów, takich pozytywnych, i skandowanie słów zgódź się.
-Blanka? -zszedł ze stołu i stanął obok mnie. -Pójdziesz ze mną?
-A przepraszam bardzo, nie zapomniałeś przypadkiem, że jestem w związku?
-A widzisz tu gdzieś... -przełknął ślinę. -Jego?
-Jego? Boisz się Łukasza?
-Nie, ale podejrzewam, co może mi zrobić, jak mu odbiję dziewczyne.
-Nie dałbyś rady.
-Więc w czym problem? Po przyjacielsku wyjdziemy do kina.
-Głupiś?!
-Koleżanki chyba nie przekonaliś... -zakryłam mu usta ręką.
-Pójdę z tobą na przyjacielski wypad. Może być?
-Może. -ciągle stał w miejscu. -Nie ubierasz się?
-W pracy! jestem.
-A to nie jest twoja kawiarnia?
-W jednej trzeciej.
-Noo, to jesteś właścicielką.
-Dla ciebie wszystko jest takie proste! -westchnęłam.
-Blanka, ja myślę, że lepiej będzie jak pójdziesz. -zabijałam Mańkę wzrokiem. -Wiesz, trochę szumu narobiliście.
Ostentacyjnie zdjęłam czarny fartuszek z siebie i cisnęłam go o podłogę.
-Zadowolony?
-Teraz grzecznie zabierzesz od koleżanki kurteczkę, złapiemy się za rączkę i wyjdziemy stąd jak to bywało za dawnych czasów.
-Twoje niedoczekanie!
-Co do której części?
-Dwóch ostatnich kretynie.
-I tak mnie kochasz.  -zacięłam się. -Ja wszystko wiem, słonko.
-Jeszcze raz nazwij mnie słonko, a cię wykastruję!
-Kurde, wiedziałem, że chcesz się do mnie dobrać.
-Idźcie już. -szepnęła Mańka wciskając mi płaszcz w ręce. -Odezwij się do mnie jak wrócisz Blanuś.
Szliśmy przez miasto w milczeniu. ukradkowe spojrzenia w moim kierunku doprowadzały mnie do szału. Udaliśmy się na jakiś film akcji, który zresztą widziałam tydzień prędzej, a później na kolację, podczas której też nie wszczęliśmy jakiejś szczególnej rozmowy.
Po dwudziestej Łukasz odprowadził mnie do mieszkania upierając się, że może mi się coś stać i musi mnie doprowadzić do samych drzwi. Widziałam, że przed wejściem do wnętrza mojego lokum szykuje się do pocałunku, dlatego dość szybko i mocno zatrzasnęłam drzwi przed jego nosem.



Jeśli za dwa tygodnie nie pojawi się nowa scena... To już sobie umarłam, albo znowu jestem w pachnącym... Brakiem jakichkolwiek bakterii szpitalu i dalej walczę z rakiem  nieborakiem, ale nie dam się zjeść!!  

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Scena III


Święta nie należały do zbyt udanych. Tym razem moje zdrowie postanowiło jednak stawić opór i zamiast cieszyć się wigilią, na którą dotarli do nas rodzice Łukasza oraz mój tata, leżałam w łóżku z wysoką gorączką. Mój chłopak żartował, że wpasowuję się idealnie w aurę czerwonym jak renifer nosem. Kolejne dni spędzaliśmy już w samotności i względnej ciszy zagłuszanej przez radio, z którego płynęły zimowe utwory. Żygadło próbował co jakiś czas podśpiewywać moją ukochną zimową piosenkę All I want for Christmas is you, co kończyło się katastrofą, bo jego magiczny głos nie nadawał się do śpiewania, a przynajmniej nie takich piosenek. Jednak jedno było w tym wszystkim prawdą: jednego, czego potrzebowałam, to jego obecność. Niestety trzy dni przed Sylwestrem rozgrywający musiał wracać do Rosji. Poożegnanie nie obyło się bez łez, bo nie było wiadomo kiedy kolejny raz się zobaczymy.
Impreze na przywitanie nowego roku planowałam spędzić samotnie. Jednak ciągle pozostawał Kadziewicz, który na każdym kroku uprzykrzał mi życie: telefonował, pojawiał się w kawiarni, pisał. Zastanawiałam się nawet czy nie zgłosić tego na policje, jednak jakaś siła ciągle skutecznie mi to uniemożliwiała.
31 grudnia wybrałam się jak co roku do parku, gdzie nie było żywej duszy. Przewidziałam to, że będzie tam Łukasz. Zawsze tak robiliśmy. Nie znosiliśmy uroczystości noworocznych, a zamiast tego woleliśmy spacer. Widzać, nie bardzo się zmieinł. Siedział na ławce, ale w jednej z najbardziej ukrytych alejek i wpatrywał się w zachmurzone niebo. Był w pewien sposób niobecny. Jak nie on. Usiadłam na NASZEJ ławce, przed ową alejką wpatrując się w zamarźnięty stawek.
Myślałam o nim. O tym co by było, gdyby nie prowadził podwójnego życia. Może bylibyśmy szczęśliwym małżeństwem, a może nie moglibyśmy ze sobą wytrzymać i darlibyśmy koty, przy każdej możliwej okazji. Dla mnie oczywistym było, że cokolwiek chciałabym przeżyć, to chciałabym, aby to było przy jego boku. Mimo oszukiwania się cały czas doskonale zdawałam sobie sprawę, że mimo wszystkiego co się wydarzyłom zawsze zajmował ważne miejse w moich życiu.
Przegapiłam moment, kiedy dosiadł się do mnie i objął mnie ramieniem pocierając moje ciało. Kolejny raz drżałam w jego objęciach i na pewno nie było to spowodowane zimnem panującym na zewnątrz. Wiedziałam, że jeżeli nie przerwę, to może się to źle skończyć, a jednak chciałam, aby to trwało wieczność.
W pewnym momencie zdałąm sobie jednak sprawę, że to co robię jest nieuczciwe wobec mojego partnera - osoby, która nigdy nie byłaby w stanie wyrzędzić mi krzywdy i dlatego powinnam przy nim trwać.
Łukasz jednak nie chciał dać za wygraną. Dlatego też dogonił mnie, kiedy pośpiesznie próbowałam opuścić park. Nie byłam jednak przygotowana na pocałunek. Na pocałunek tak brutaly, a jednocześnie tak delikatny i wyjątkowy. Namiętny - to idealne określenie. Pocałował mnie, jakby przlewał w tym wszystkie emocje - tęsknote, miłość. Były w tym jednocześnie jakieś niewypowiedziane, magiczne przeprosiny. I chyba wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że z jednego gorącego pocałunku doszło do kolejnej porcji powracającej do mnie miłości jaką darzyłam środkowego.
-Łukasz, przestań. -poprosiłam odsuwając się od niego nieznacznie. -To nic nie zmienia.
-Jak spojrzysz mi w oczy i powiesz, że mnie nie kochasz, to dam ci spokój. -ujął moją twarz w swoje wielgaśmne łapy.
A ja miałam ochotę uciec. Z jednej strony odpowiedź wydała się łatwa, ale rozgrywającego też na swój sposób kochałam.
-Nie kocham cię.
-Nie? -spojrzał na mnie z powątpiewaniem. Przełknęłam ślinę.
-Nie.
Kolejny raz wpił się w moje usta, a kiedy chciał się odsunąć to ja przywarłam do niego mocniej, zdradzając kłamstwa.
Moja zmienna natura dała o sobie znać, kiedy tylko odrobinę się ode mnie odsunął, a do mnie dotarło, jak bardzo mnie kiedyś skrzywdził. Zaciśnięta pięść wyjądowała gdzieś w okolicach serca, poźniej gdzieś w takie samo miejsce uderzyła druga ręka.
-Jak mogłeś mi to zrobić! Mogłam być dla ciebie wszystkim!, ale ty... -łkałam nie mogąc wydusić z siebie słowa. A on nie uchylał się przed kolejnymi ciosami. -A teraz po cholertę znowu mieszasz?! -wrzesnęłam w końcu, uspokajając ruchy rąk.
-Bo wiem, że mogę cię stracić.
-Już dawno mnie straciłeś!
-Nie prawda! Straciłem tylko twoją fizyczną obecność i próbowałem to jakoś załatać, ale dalej byłaś dla mnie najważniejsza!
-Przetań kłamać! -ruszyłam w stronę mieszkania.
-Już nie kłamię. Nie zrobię tego nigdy. A na pewno nie wobec ciebie!
-W co ty do cholery pogrywasz?! Chcesz wiedzieć ile płakałam, kiedy dowiedziałam się, że nie byłam tą jedyną?
-To był wybór moich rodziców! -zmrugałam zdezorientowana. -Oni wybrli mi żonę, oni wybierali mi drogę!
-Nie wierzę ci. -wysyczałam.
-Blanka czy mógłbym kłamać, że cię kocham? Nigdy bym tego nie zrobił. Ja naprawdę cię kocham. Ciebie i tylko ciebie. A ty kochasz mnie.
Miał rację, ale to nic nie mogło zmienić, choć wypowiadał te słowa takim tonem, jakby rozwiązywał wszystkie problemy na ziemi. W żaden sposób nie mógł ich rozwiązać!
-Daj mi spokój. Proszę. Gdybyś mnie kochał, to zrozumiałbyś, że ułożyłam sobie żyie i nie ma już w nim miejsca dla ciebie.
-Wiesz, że nie mogę tego zrobić. Bez względu na wszystko będę o ciebie walczył.
-To walcz. Ale nie licz na sukces.
Zrobiłam kolejne kroki w stronę mieszkania, kiedy przerwał mi wykryczenie mojego imienia. Odwróciłam się w jego stronę.
-Kocham cię. -szpenał odchodząc. Tak samo jak to zrobił kiedyś. Zostawił mnie samą, pustą, z nieporządkiem w głowie.




Dobra, błagam, nie nabijajcie się!!! Chyba wyszłam trochę z wprawy przez tą przerwę! No więc tak! To opowiadanie będzie się ukazywało co dwa tygodnie w poniedziałki. Dzisiaj jako poniedziałek świąteczny, ale ładnie moje poniedziałki wyglądają pod względem nauki ;)
Nie mam pojęcia ile będzie rozdziałów (haha- nieprawda!)
Inne opowiadania kontynuuję dopiero po zakończeniu tego! Swoją drogą mam nowy pomysł, zabukowany adres, ale nie chcę się "wypalić", dlatego ze startem poczekam do końca teeeeego co już publikowałam :D
Się rozpisałam ;)